– Wiem, że gdyby nie ja, to byłaby inna – mówi Martyna. Ma 33 lata, pracuje przy organizacji wystaw w instytucjach kultury w stolicy. W buty "trzeciej" w związku weszła przypadkiem. Domówka u znajomej. Powiedziała, że się już zbiera, nagle pojawił się on i zaproponował, że ją odwiezie. Nie miała daleko, ale było wietrznie i padał deszcz. Zgodziła się. Umówili się na kawę, potem na lunch. Po kilku spotkaniach wylądowali w jej łóżku.
– Facet idealny. Przystojny, inteligentny, typ uroczego introwertyka ze świetnym poczuciem humoru – wspomina. – Nie mówił zbyt wiele o sobie. Nie narzucał się, nie przychodził na randki z bukietem kwiatów i w eleganckiej koszuli. Ten luz mi się podobał. Zakochałam się.
O tym, że jej idealny M. nie jest singlem, dowiedziała się przypadkiem. Spotkała się ze znajomą (tą od domówki). Powiedziała, że poznała u niej fajnego faceta. Znajoma była zaskoczona – bo M. ma partnerkę i razem wychowują dziecko. Jakieś małe, ledwie dwuletnie. Zresztą jeszcze na domówce opowiadał, że planują wspólne wakacje. – Nie pamiętam, co jeszcze mówiła. Mój mózg się wyłączył. Myślałam o tym, kim dla niego właściwie jestem.