Gdy lekarz wystawia receptę na ruch, naturę i sztukę. "Social prescribing" modne w Europie

3 dni temu 11

Skąd to się wzięło (i czy działa)?

Model brytyjski opiera się na tzw. link workerach – wyszkolonych łącznikach, współpracujących z systemem Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ). Pacjent trafia do nich ze skierowania od lekarza/pielęgniarki, a oni wspólnie z chorym ustalają plan: np. dwa spacery tygodniowo, ogród społeczny, „biblioterapia”, zajęcia plastyczne w lokalnym domu kultury. Celem jest poprawa samopoczucia, zmniejszenie samotności i – pośrednio – mniejsze obciążenie systemu (mniej „niekoniecznych” wizyt i recept).

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Co z dowodami? Obraz nie jest czarno-biały. Przeglądy wskazują, że social prescribing poprawia dobrostan, poczucie sensu i samoocenę zdrowia, zwłaszcza u osób z chorobami przewlekłymi, ale nadal brakuje dużych, jednorodnych badań z twardymi WNIOSKAMI. Najlepiej udokumentowane są interwencje nature-based (spacery, ogrody) i art-based (muzea, warsztaty), choć wiele projektów to na razie pilotaże i badania jakościowe.

Świeże dane napływają m.in. z Kanady: jednorazowa „recepta na muzeum” dla pacjentów z Montrealu poprawiła wskaźniki dobrostanu i jakości życia; w innym badaniu u osób starszych uczestnictwo w aktywnościach muzealnych obniżało średnią dobową akcję serca, co sugeruje efekt antystresowy. Nie może być to oczywiście traktowane jako substytut tradycyjnych metod leczenia, ale kierunek jest obiecujący.

Niemcy: „recepta na naturę” i profilaktyka w prawie

Niemcy nie mają jednego ogólnokrajowego programu na wzór brytyjskich link workerów, ale mają solidny fundament prawny: ubezpieczyciele finansują szeroko pojętą profilaktykę i promocję zdrowia – kursy ruchowe, programy w środowisku, a nawet bonusy za aktywność. To otwiera drogę do implementacjI „recept” na ruch czy naturę w praktykę lekarzy rodzinnych.

Na poziomie lokalnym startują pilotaże. Freiburg uruchamia program „nature prescription”: lekarze mają kierować pacjentów do interwencji przyrodniczych – od spacerów po działania na rzecz bioróżnorodności w mieście – z równoległą ewaluacją efektów zdrowotnych i środowiskowych. Równolegle naukowcy planują i testują protokoły badań w niemieckiej podstawowej opiece zdrowotnej, by wypełnić lukę dowodową.

Na poziomie europejskim działa nowe konsorcjum SP-EU (Social Prescribing in the European Union) badające, jak dostosować social prescribing do różnych grup – m.in. osób żyjących samotnie czy uchodźców – i różnych systemów ochrony zdrowia. To ważne, bo „kopiuj-wklej z UK” zwykle nie działa 1:1.

A Polska? Już są pierwsze kroki

Czy „recepta na ruch” trafia do Polski? Tak – i to dosłownie. Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia uruchomiły pilotaż „Recepta na Ruch”. Do programu mogą kierować lekarze i pielęgniarki POZ, fizjoterapeuci i specjaliści; plan aktywności jest dopasowany do stanu zdrowia i możliwości chorego, a udział powiązano z aplikacją mojeIKP. Celem jest bezpieczne „rozruszanie” pacjentów, u których ruch jest wskazany (np. w cukrzycy, nadciśnieniu, depresji o łagodnym przebiegu). To nie jest jeszcze pełny social prescribing (brakuje np. systemowego finansowania „łączników”), ale to konkretna, działająca ścieżka.

W praktyce lekarz rodzinny w Polsce może więc już dziś:

1) wystawić skierowanie do „Recepty na Ruch” i/lub fizjoterapeuty,

2) zalecić kontakt z lokalnymi zasobami (kluby seniora, ogrody społeczne, biblioteki),

3) monitorować efekty w mojejIKP oraz podczas kontroli. To mieści się w standardach medycyny stylu życia, a europejskie instytucje zdrowia publicznego zachęcają do osadzania takich rozwiązań w politykach zdrowotnych.

Co warto wiedzieć o ,,spacerach na receptę’’:

  • Bezpieczeństwo kliniczne przede wszystkim. Social prescribing uzupełnia, a nie zastępuje leki czy terapię. Lekarz powinien ocenić przeciwwskazania (np. dotyczące wysiłku) i dobrać intensywność (zasada „start low, go slow”).
  • Dopasowanie do pacjenta. Najlepsze efekty przynoszą interwencje, które odpowiadają na indywidualne potrzeby każdego pacjenta – samotnemu 68-latkowi bardziej pomoże klub brydża i cotygodniowy spacer grupowy niż siłownia.
  • Mierzenie efektów. Lekarze mogą wykorzystać proste narzędzia (skale dobrostanu, pytania o nastrój, krokomierze) i planować wizyty kontrolne. Coraz więcej pilotaży – także w Niemczech – tworzy protokoły oceny, które można adaptować.
  • Współpraca z lokalnymi instytucjami. Muzea, biblioteki, domy kultury i NGO-sy coraz częściej bywają partnerami gotowymi do przyjęcia pacjentów; doświadczenia Kanady i miast europejskich pokazują, że „recepta na muzeum” może realnie poprawiać dobrostan.

Czy to się opłaca systemowi?

Kuszący argument ekonomiczny („mniej wizyt, mniej recept”) wymaga twardszych danych. Brytyjskie doświadczenia sugerują poprawę samopoczucia i redukcję samotności, ale analizy koszt-efektywności są w toku. Dlatego polskie i niemieckie pilotaże są tak ważne: pozwolą sprawdzić, które interwencje „niosą” największy efekt – i dla kogo. Jeśli uda się je trwale wpleść w POZ (np. przez finansowanie roli „koordynatora aktywności” przy przychodni), social prescribing może stać się brakującym ogniwem pomiędzy medycyną a codziennością pacjenta.

Przeczytaj źródło