Giełdy niewrażliwe na rewolucję Trumpa. Noblista tłumaczy dlaczego

3 dni temu 7

"Znakomita większość ekonomistów uważa, że Trump prowadzi niszczycielską politykę gospodarczą. Wprowadzone przez niego cła niweczą skutki prowadzonych przez 90 lat międzynarodowych negocjacji handlowych. Deportacje imigrantów powodują już teraz niedobór rąk do pracy w pewnych sektorach. A drastyczne cięcia wydatków na badania naukowe spowolnią rozwój amerykańskich technologii" - wyjaśnia noblista.

Wiele osób zastanawia się, dlaczego giełda nie reaguje bessą na taką politykę i tąpnęła tylko na krótko, po ogłoszeniu przez Donalda Trumpa na początku kwietnia planu nałożenia taryf na większość krajów. Jednak należy pamiętać, że notowania akcji "nie są i nigdy nie były użyteczną prefiguracją cyklów gospodarczych" - pisze Krugman.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ego w biznesie: przekleństwo czy przewaga? Bogusław Leśnodorski w Biznes Klasie

Jak tłumaczy noblista, na zachowania inwestorów giełdowych najistotniejszy wpływ mają dominujące w danym okresie narracje - pozytywne albo negatywne. A obecna narracja jest pełna optymizmu, jaki na rynkach wywołuje rozwój sektora AI. Zmianę głównej narracji Wall Street jest w stanie wywołać dopiero "bardzo istotny szok".

"Na razie jednak nagły wzrost inwestycji w sektor AI, który w pierwszej połowie 2025 roku odpowiadał za połowę wzrostu PKB Stanów Zjednoczonych, ocalił prawdopodobnie amerykańską gospodarkę przed zastojem i ewentualnym ześlizgiwaniem się w recesję" - ocenia autor.

"Jeśli więc pytacie, czemu polityka ekonomiczna Trumpa nie wywołała załamania na giełdzie, to jedną z odpowiedzi jest to, że boom AI maskuje efekty polityki Trumpa" - konkluduje Krugman, podkreślając, że USA będą jednak za nią płacić przez bardzo długi czas.

Słabe dane z rynku pracy "mogą być sygnałem ostrzegawczym"

W ostatni piątek "New York Times" napisał, że nowe dane dotyczące rynku pracy i duże rewizje danych z poprzednich miesięcy mogą być sygnałem ostrzegawczym dla amerykańskiej gospodarki. Z kolei według CNBC sytuacja nagle zaczęła wyglądać dużo gorzej niż jeszcze kilka tygodni temu.

Media skomentowały w ten sposób opublikowane w piątek dane dotyczące bezrobocia i liczby nowych miejsc pracy. Choć bezrobocie wzrosło jedynie o 0,1 p.p. do 4,2 proc., to liczba nowych miejsc pracy wyniosła jedynie 73 tys., co było gorszym wynikiem od oczekiwań ekspertów, które wahały się między 100 i 200 tys.

Co więcej, Biuro Statystyk Pracy resortu pracy mocno zrewidowało w dół statystyki nt. miejsc pracy z poprzednich dwóch miesięcy, które wówczas były lepsze od oczekiwanych. Zamiast podawanych wcześniej 140 tys. w czerwcu i maju okazało się, że rzeczywista liczba wyniosła w obydwu przypadkach mniej niż 20 tys.

Jak ocenił "NYT", jest to sygnał ostrzegawczy. Według dziennika tak duże rewizje danych są złą wiadomością nie tylko dlatego, że pokazują gorszy obraz gospodarki, niż wcześniej sądzono, ale w przeszłości były też prognostykiem recesji. "Kiedy dane dotyczące zatrudnienia konsekwentnie są rewidowane w dół, często oznacza to, że gospodarka jest w recesji lub zmierza w kierunku recesji" – napisała gazeta.

Z kolei według ekonomistów cytowanych przez "Washington Post" jest to wynik nakładania wysokich ceł oraz deportacji imigrantów. - Słabość leży na styku polityki handlowej i imigracyjnej – powiedział Joe Brusuelas, główny ekonomista RSM US. - Branże, które opierają się na migrantach i są szeroko narażone na cła, wykazują realną słabość popytu na siłę roboczą – wyjaśnił.

Przeczytaj źródło