Hulajnoga była marzeniem 15-letniego Norberta. By ją mieć, przez ponad rok odkładał kieszonkowe, pieniądze z urodzin i innych okazji. Przez tyle czasu można wszystko przemyśleć i sprawdzić. Wybrał model pro – z mocnym silnikiem, który da radę pod stromą górkę, i wydajną, by jeździć też w dalsze trasy. Ładna była, ciemnoszara, prawie czarna. Kolor i szybkość miały jednak znaczenie drugorzędne. Chodziło o to, by mieć zmotoryzowane urządzenie i z przyjemną prędkością poruszać się po mieście.
Pech chciał, że kiedy chłopak jechał swoją wymarzoną hulajnogą do szkoły, uderzył w niego dostawczak. Był wrzesień, początek roku szkolnego, przez pasy na skrzyżowaniu alei Jana Pawła II z ulicą Hynka w Gdańsku przeszło kilkoro uczniów, a kawałek za nimi, na ścieżce rowerowej był Norbert. Ulicą obok przejeżdżał bus, który przepuścił pieszych, po czym ruszył, uderzają w tył hulajnogi. Jej koło pod wpływem masy zostało zmiażdżone. Hulajnoga stanęła w miejscu, a licealista wyleciał nad kierownicę. Upadając, uderzył barkiem, a potem głową i resztą ciała w chodnik. Nie miał kasku.