Mieszkańcy Ciechocinka uważają, że ich miastu przyprawiono gębę. Bo niemal każda rozmowa o słynnym uzdrowisku kończy się stwierdzeniem, że kuracjusze chodzą na dancingi, a potem uprawiają seks.
– Tylko niech pani nie pisze o nas „Ruchocinek” – proszą. – To mega niesprawiedliwe określenie, podobnie jak „Ciechocinek, miasto seksu i biznesu” – przekonują. Woleliby „emerycka stolica Polski” albo „solankowa Ibiza”, ewentualnie „sanatoryjne Las Vegas”. Mają nawet własną wersję słynnego powiedzenia: „Co się wydarzy w Ciechocinku, zostaje przy tężniach”. Ale zgodnie przyznają: tutejsze sanatoria łączą ludzi na różne sposoby.