Podatek cyfrowy. Komentatorzy reagują na propozycję Ministerstwa Cyfryzacji

1 dzień temu 12

W środę odbyło się spotkanie z przedstawicielami rynku oraz organizacjami pozarządowymi, w którym udział wzięli wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski oraz wiceminister cyfryzacji Dariusz Standerski. Podczas rozmów przedstawiciele resortu przedstawili propozycję, według której podatek cyfrowy miałyby płacić firmy o globalnych przychodach powyżej 750 mln euro.

Jak podał resort, na spotkaniu przedstawiciele Fundacji Instrat zaprezentowali raport zawierający przegląd funkcjonujących już na świecie rozwiązań oraz rekomendacje do wprowadzenia tego typu podatku w Polsce w oparciu o podatek 3 proc., 4,5 proc. oraz 6 proc.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak zbudować milionowy biznes na pasji?- Marek Tronina w Biznes Klasie

Podatek cyfrowy - jak miałby wyglądać?

Według tzw. szerokiego wariantu opodatkowaniu miałyby podlegać: usługi interfejsu cyfrowego, np. marketplace’y, aplikacje taksówkarskie, media społecznościowe; profilowane reklamy cyfrowe, czyli konkretne reklamy skierowane do określonych użytkowników, na podstawie wcześniej stworzonego profilu użytkownika, a także usługi przekazywania danych nt. użytkowników.

Z ustaleń PAP Biznes wynika, że resort przychyla się do przedstawionego w raporcie tzw. wariantu szerokiego ze stawką podatku na poziomie 3 proc., co gwarantowałoby 1,7 mld zł wpływów do budżetu w 2027 roku, w 2028 r. – ponad 2 mld zł, w 2029 r. – 2,5 mld zł, a w 2030 r. – ponad 3 mld zł. W przypadku stawki 4,5 proc. w 2027 roku z tytułu podatku cyfrowego mogłoby wpłynąć do budżetu ok. 2,6 mld zł, a w 2030 r. 4,6 mld zł. Z kolei przy założeniu stawki na poziomie 6 proc. w 2027 roku mogłoby to być ok. 3,4 mld zł, a w 2030 roku 6,15 mld zł.

W wąskim wariancie podatku cyfrowego opodatkowane byłyby tylko profilowane reklamy. W tej wersji, przy stawce na poziomie 7,5 proc., wpływy wyniosłyby 482 mln zł w 2027 r. oraz 772 mln zł w 2030 r.; przy podatku 5 proc. – 578 mln zł w 2027 r. i 927 mln zł w 2030 r.; a przy podatku 6 proc. – 722 mln zł w 2027 r. i ok. 1,6 mld zł w 2030 r.

Podkreślmy, że minister finansów Andrzej Domański w marcu przekazał, że kierowany przez niego resort nie pracuje nad wprowadzeniem podatku cyfrowego. Zwracał też uwagę, że politykę podatkową w kraju kształtuje Ministerstwo Finansów.

Fala komentarzy

W środę do propozycji resortu cyfryzacji odniósł się szereg komentatorów. Były minister cyfryzacji w rządzie Zjednoczonej Prawicy napisał w serwisie X, że "aby zapewnić nam rozrywkę w sezonie ogórkowym, Ministerstwo Cyfryzacji przygotowało propozycję wprowadzenia podatku cyfrowego".

"Założenie było takie, że niepłacące w Polsce ani złotówki od gigantycznych internetowych biznesów firmy z zagranicy musiałyby w końcu zacząć płacić tak samo, jak polska branża cyfrowa. Niestety - zaprezentowany dziś raport wskazuje, że według założeń na 2030 rok 80 proc. dochodów z nowego podatku będzie pochodziło z opodatkowania e-commerce" - ocenił.

"Geniusze cyfryzacji z Lewicy chcą doprowadzić do sytuacji, w której kupując na Allegro, Amazonie, Shein czy Temu (Allegro ma udział rynkowy trzykrotnie większy niż ta trójka razem wzięta) będziemy do każdej transakcji dopłacać 3-6 proc. Tymczasem podatek handlowy od wielkich sieci supermarketów wynosi obecnie połowę tego, czyli 1,4 proc. Przy okazji warto zauważyć, że Allegro w 2024 roku odprowadziło 409 mln podatku CIT, co w relacji do obrotów platformy stanowi odsetek podobny do tego, który mają sieci handlowe" - podkreślił.

"Dane mówią jasno: taka sytuacja oznacza jawną dyskryminację podatkową tych, którzy handlują i kupują w Internecie. Dziś Ministerstwo Cyfryzacji, które faworyzuje stacjonarne supermarkety. Czy jutro MSWiA zacznie promować firmy ochroniarskie jako alternatywę do policji?" - dodał.

W odpowiedzi Dariusz Standerski napisał: "Przeczytaj raport, spójrz na odliczenie CIT. Firmy uczciwie płacące CIT nie będą płaciły dwa razy. Nie udało wam się wprowadzić tego podatku kiedyś, może poprzecie tym razem". Jednak Cieszyński stwierdził, że zaprezentowane w raporcie kwoty "nie uwzględniają żadnego odliczenia CIT", a "są jedynie wskazane możliwości - odliczenia od CIT lub wrzucenia w koszty".

Z kolei Zdzisław Krasnodębski, który był m.in. europosłem i wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego, do którego dostał się z listy PiS, ocenił propozycję pozytywnie. "Wreszcie. Lewica zrobiła to, na co nie odważyła się narodowa prawica" - napisał w serwisie X. Dodał też, że giganci od tego nie zbiednieją i że podatki trzeba płacić.

W podobnym tonie utrzymany jest komentarz portalu marconext.pl, opublikowany w serwisie X. "Wreszcie ktoś wziął się za podatek cyfrowy. Podatek cyfrowy jest sprawiedliwy, to bardzo dobry czas na jego wprowadzenie, Polska potrzebuje inwestycji w technologie, więc opcją może być zwolnienia z podatku, jeżeli BigTechy ulokują tu inwestycje" - czytamy.

Natomiast Sylwia Czubkowska, specjalizująca się w cyfryzacji dziennikarka, zwróciła uwagę, że Fundacja Instrat twierdzi, iż taki podatek byłby motywacyjny dla Big Techów, bo "powinien skłaniać globalne podmioty do rejestrowania w polskich oddziałach (spółkach) całości osiąganego tutaj przychodu i dochodu podlegającemu opodatkowaniu CIT", dzięki czemu podatek byłby uznany jako koszt uzyskania przychodu prowadzenia w Polsce działalności: więc płacący CIT w Polsce mogliby zastosować tarczę podatkową.

"Czyli po prostu miałoby być bardziej cywilizowanie. Szczególnie że podstawowym elementem całej tej reformy miałoby być zobowiązanie korporacji do pełnego raportowania zysków z Polski. Oczywiście to tylko założenia, oczywiście, że zderzą się, ze sporymi oporami (o nich zresztą też jest sporo), oczywiście, że podatki uchwala Ministerstwo Finansów, ale bardzo dobrze i ciekawie, że tak konkretnie i merytorycznie Ministerstwo Cyfryzacji choć próbuje tę dyskusję prowadzić" - stwierdziła Czubkowska.

Przeczytaj źródło