Nie do wiary, jak Rosati dostała pierwszą zagraniczną rolę. Wystarczyła jedna rzecz

2 dni temu 3

Weronika Rosati od lat robi karierę w Stanach Zjednoczonych. Tylko w ostatnim czasie aktorka i producentka powiększyła swoje portfolio o kilka tytułów z udziałem wielkich gwiazd. W jednym z najnowszych wywiadów 41-latka zdradziła, dzięki czemu otrzymała pierwszą propozycję udziału w zagranicznej produkcji. Okazuje się, że o wszystkim zdecydowała właściwie jedna rzecz.

Weronika Rosati od dawna konsekwentnie buduje swoją pozycję zawodową za granicą. Choć złośliwi komentują, że raczej nie udało jej się spełnić "amerykańskiego snu", to jednak fakty mówią same za siebie.

Tylko w ostatnich miesiącach aktorka pochwaliła się pochwaliła się zdjęciem Alem Pacino, który zagrał we współprodukowanym przez nią filmie. Podczas niedawnej wizyty w "Pytaniu na śniadanie" ujawniła natomiast, że wkrótce zagra u boku nominowanego do Złotego Globu i Oscara, na razie jednak nie mogła zdradzić więcej szczegółów. Niebawem zobaczymy ją też na ekranie w towarzystwie jeszcze innego gwiazdora.

"(...) Film z Mickeym Rourke'iem, o którym pisano, jest na etapie przedprodukcji. Dopiero będziemy mieli do niego zdjęcia, ale to jest prawda i potwierdzam, że będę w jego obsadzie" - przekazała Plejadzie.

Kariera Rosati za oceanem wciąż się więc rozwija. A teraz wyszło na jaw, jak to się wszystko zaczęło.

W najnowszym wywiadzie Rosati została zapytana o to, jak w gruncie rzeczy dostaje się rolę w międzynarodowym filmie. Jak wiadomo, wielu polskich aktorów próbowało swoich sił za granicami kraju, ale wcale nie jest to takie proste. Na sukces składa się zazwyczaj sporo czynników, w przypadku Weroniki zadecydował natomiast przede wszystkim jeden z nich.

"Był kręcony amerykański film w Polsce [mowa o realizowanym w Łodzi "Domu" Robby'ego Hensona z 2008 roku - przyp. aut.], zresztą z Michaelem Madsenem, który niedawno zmarł. I po prostu szukali aktorów, którzy mówią bardzo dobrze po angielsku. I ja w ten sposób dostałam tą rolę (...). Nagrali mnie w Los Angeles na casting i szukali polskich aktorów, którzy mogą pracować w Polsce, ale mówią świetnie po angielsku. (...) Potem dostałam [rolę] u Davida Lyncha, bo mnie producenci polecili. Powiedzieli: 'Ona mówi świetnie po angielsku'. To wyszło z rekomendacji tak naprawdę lub po prostu ktoś się do mnie odezwał" - powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską.

Wydawałoby się, że perfekcyjne opanowanie języka mimo wszystko nie jest najtrudniejszym warunkiem do spełnienia. Chodzi jednak o jeszcze inną istotną kwestię - akcent.

"To, że dostaje się międzynarodową rolę, to jest zasługa tego, że się mówi w językach obcych, ale nie to, że się tylko mówi - gra się w nich i mówi się właściwie tak, żeby nie był wyczuwalny akcent, skąd [się] jest. Bo jak jest wyczuwalny akcent, to jest bardzo limitujące. Jest bardzo mało ról Polaków, Polek w amerykańskim kinie" - dodała aktorka.

Nie bez znaczenia pozostaje oczywiście kwestia sprawnego agenta, który czuwa nad prowadzeniem kariery podopiecznego w założonym kierunku. Rosati sama jest jednak dość aktywna w tym zakresie.

"Na pewno jest [to] ważne, bo oni wyszukują castingi, ale ja też sama wyszukuję (...). Ja jestem bardzo na bieżąco z produkcjami i wyrobiłam sobie renomę i kontakty w biznesie, więc czasami po prostu nawet nie nie potrzebuję agenta" - wyjawiła.

Zwłaszcza że gwiazda niestety nie miała do nich szczęścia. Teraz jest już o wiele lepiej.

"Gdybym trafiała na dobrych ludzi i byłabym mega z nich zadowolona, to pewnie bym nadal z nimi pracowała, ale czasami to nie jest kwestia, że trafiasz na złych ludzi, tylko to są ludzie, którzy pracują inaczej, albo po prostu nie ma [między wami] chemii. (...) Czasami niektórzy po prostu chcą, żeby aktor siedział i czekał grzecznie na casting, który przyjdzie bądź nie przyjdzie, a ja zawsze byłam bardziej proaktywna. I teraz jestem bardzo zadowolona z ludzi, z którymi pracuję" - zapewniła.

Duże znaczenie dla budowania pozycji w branży mają również bankiety, na których zawiera się biznesowe znajomości.

"To trochę inaczej wygląda niż w Polsce. Tam w ogóle nie ma wejścia dla mediów. (...) W Polsce jak idziesz na bankiet, to już wiesz, że będziesz następnego dnia na portalach. Tam jak idziesz na bankiet, to jest oddzielne miejsce tylko dla fotografów, tylko na red carpet, na który też musisz być zaproszona, (...) zgłoszona przez PR lub przez dystrybutora filmu" - wyjaśniła.

Rosati zyskała mnóstwo kontaktów właśnie na takich imprezach.

"Ja wbrew pozorom nawiązałam milion kontaktów na takich bankietach, bo tam się rozmawia branżowo i ludzie tam rozmawiają o filmach. Nie ma pogaduszek (...), tylko jest biznes i networking" - powiedziała, dodając jednocześnie, że na owych spotkaniach faktycznie zakleja się aparaty w telefonach, aby zapewnić uczestnikom jak największą prywatność.

Czytaj także:

Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.

Zobacz też:

Rosati już tego nie ukrywa. Potwierdziła plotki ws. brata Julii Roberts

Rosati wybrała się nad polskie morze. Mieszkanka USA ma konkretne wnioski. "Mam porównanie"

Weronika Rosati miała tego serdecznie dość. W końcu wyznała, jak jest naprawdę

Przeczytaj źródło