Prezydent wzywał do narodowej jedności w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego i wojska. Apelował do rządu, by podpisać Konstytucję Bezpieczeństwa tak, by wyjąć sprawy obronności i bezpieczeństwa z logiki politycznych sporów i zapewnić im trwałe wsparcie niezależne od cykli wyborczych.
Jednocześnie nie mógł się powstrzymać, by przy okazji ogólnie poprawnego przemówienia, nie wymierzyć kilku kuksańców premierowi Tuskowi i jego partii. Byłyby one na miejscu raczej przy okazji wiecu wyborczego niż w trakcie obchodów święta, gdy prezydent powinien przynajmniej próbować mówić tak, by jednoczyć wszystkich Polaków i Polki.